Wydawca: Szczecinecki Ośrodek Kultury
Druk: Tempoprint
Szczecinek 2007
ISBN 9788391948579
Sąd
obejmuję brzozę
spadając
w krąg przerażenia
i wyczuwam
trzepoczącą
w każdym listku
trwogę
nie wiem
moją
czy
jej
czekamy wykorzenienia
ucieczki
od nieomylnej siekiery
Bożego drwala
* * *
spójrz
każde drzewo
może być tobą
lub mną
jesteśmy tacy leśni
one takie ludzkie
wdzięczą się w słońcu
wyciągają gałęzie do nieba
kołyszą do snu
ptasie noworodki
a kiedy nadchodzi wichura
wyrywają liście
z rozpaczy
Przychodzień
przybyłem z kraju
którego nazwy nie pamiętam
trzydzieści lat
stoi mi w gardle
obcy chleb
rozbiłem namiot
nie z własnej woli
nie z własnej woli
chodzę Koszalińską ulicą
grunt coraz bardziej
parzy mi stopy
i muszę skakać
śmiech innych wzbudzając
może niedługo
ostatni raz pokicam
za róg życia
Szczecinek dn. 13.12.2003r.
* * *
rozgarniam las
jak włosy kobiety
tu tętnią serca wiewiórek
i dzikie namiętności odyńców
wdycham zieleń
szemrzącą myślami owadów
uwiecznianych w testamencie ciszy
rylcami korniczych skrybów
pielęgnuję źdźbło
mojego słowa
tutaj
gdzie niebo
skrapla jego sens
złamany gaszę iskrę
żywą wodą jezior
Wspomnienie
Natalii Prokopiak
-dziękując za to że jest
na łąkach
gaworzą nową pieśń pszczelą
dzieci tamtych kwiatów
nad jeziorami
ślinią brzegów śliniaki
dzieci tamtych fal
w lasach
bawią się grzechotkami szyszek
dzieci tamtych drzew
a moje łzy
dzieci tamtych łez
spadają na głowy
dzieci tamtych dzieci
* * *
wydarte z sosnowych lędźwi
dwa drzewa
narodzone z wiatru
stoją na polu
jak prorocy
strzegąc ewangelii lasu
protestują
szczodrze szafując
zarodkami wersetów Tory
a stary i nowy
testament kniei
nie ugina
byle jaka pneuma nauki
bereszit bara Elohim...
tu wszystko jest policzone
odmierzone trzciną czasu
po prorokach zostaje
pusta
niezakłócona SŁOWEM
orka powszechności
* * *
osierocone drzewo
porzucone na rozstaju dróg
wyrozumiale
tuli w gałęźnej spódnicy
wiszącego człowieka
zjednoczeni w przerażeniu
adoptowani ciszą
zbierają do worka
ostatnie gwiazdy z firmamentu
w skrajnej negacji wszech
-wszystkiego
samotny człowiek
samotne drzewo
kołysani miarowym taktem
wietrznej choroby sierocej
już nie patrzą
w pędzące zającami przestrzenie
nie wspominają
łona matczynych szyszek
na zawsze skuleni
w rozdartym kadrze chwili
Las wisielców
nocą w lesie wisielców
wyją wilki
głodne słowa
drzewa
wyciągają gałęzie
po gwiezdne okruchy
drogi
zmieniają się
w bezdroża
a gdy minie północ
diaboliczni lektorzy
czytają Torę
na wspak
* * *
na polnej trawie
niewidzialna ręka Boga
piórkuje szumną melodię
wróble
wydziobują zbędne nuty
ulatując w natchnienie
wielkiego skryby
spojrzeniem wybiegam
za kontury wierzb
i próbuję
spopielić myśl
która grudą soli leży
na otwartej ranie przerażenia
jestem
na ile
mogę nie być
pytam
bo nie wiem
czy się odnajdę za śmiercią
coraz bardziej bezsłowny
nie widzę swego działu
w twórczym pejzażu
Ciało Chrystusa , czyli rzecz o powszechności
( I Koryntian 12:27 )
toczone robakiem trądu
z wciąż odpadającym
tynkiem członków
pobielany grób
zza którego kurtyny
pod skórą
wre miasto białych gąsienic
tutaj w każdej dzielnicy
z tablicą ikony na twarzy
mieszkają pokolenia
złodziei
ladacznic
pijaków
a nad dachami z eternitu
unosi się zawiesina
wiecznego smogu
zdrady
kłamstwa
i obłudy
widok ciała Chrystusa
pobudza do wymiotów
każdego przyzwoitego szatana
* * *
W zrujnowanej świątyni
organy dźwięcznie
przepalają dach
źrenice witraży
zalepione jaskrą
nie dostrzegają tańca
rozrzuconych listów
tu każdy plebejski podmuch
bez przeszkód przekracza próg
rozwartej bramy serca
Przerażony klęczę
spoglądając na czarne wyłomy
i nie wiem
z której strony nadejdzie
nieproszony gość